niedziela, 20 lipca 2014

Packing to Warsaw - LET'S TALK│OLLA

To jeden z tych postów kiedy nie mam zaplanowane o czym chce pisać. Nasunął mi się tylko mój jutrzejszy wyjazd do Warszawy i pomyślałam, że będzie to ciekawy (dla kogo ciekawy, dla tego ciekawy) temat do "rozmowy" (mówienie do ekranu komputera w tym momencie nadaje się tylko do jakiejś kiepskiej komedii lub horroru o zakładzie dla obłąkanych, ale może temat Wam się spodoba i choć trochę Was bzaciekawi) 
Moje wakacje już na dobre się rozpoczęły. Zaczęła się również moja ekscytacja wyjazdem do Warszawy - miasta, do którego tak bardzo przyciąga mnie atmosfera (nie pytajcie, bo sama nie mam pojęcia o jaką atmosferę mi chodzi) oraz ludzie, którzy nawet w środku nocy siedzą w barach i kawiarniach ze znajomymi. To nie jest mój pierwszy wyjazd do stolicy, ale cieszę się jak czterolatka w Disneylandzie obok wszystkich, bajkowych księżniczek i już nie mogę się doczekać kiedy znów zobaczę Pałac Kultury i Nauki oraz Stadion Narodowy, na który w zeszłym roku nie udało mi się dostać. Co roku, przed jakimkolwiek wyjazdem jestem najbardziej podekscytowana samym pakowaniem walizek. I to co dla niektórych jest trudne i męczące, dla mnie jest już dziecinnie proste.

Powinnam dostać zloty medal za najszybsze i najczęstsze pakowanie kosmetyczki. To moja ulubiona część w całym pakowaniu walizek na wyjazd. Mimo, że kosmetyczka (a raczej kosmetyczki, bo zazwyczaj nie kończy się na jednej) zajmuje najwięcej miejsca w torbie to zawsze chce mieć pewność, że spakowałam dokładnie TEN tusz i akurat TE pomadki.
Sądzę, że swoją wakacyjną kosmetyczkę powinno się zapełnić minimalną ilością produktów do makijażu. Oczywiście w rzeczywistości moje pakowanie wygląda mniej więcej tak, że zabieram praktycznie wszystko co mam, ale lubię mieć wybór i nie ważne jest czy coś mi się z tego przyda, czy nie. Najczęściej pakuje ze sobą kilka podkładów lub kremów BB, korektor (to jest chyba jedyny produkt, który zalega na mojej toaletce w jednej wersji i nie zmienia się od kilku miesięcy), tona tuszy, bo lubię mieć wybór, kilka cieni do powiek (bo nie ma to jak malować powieki w upał) oraz "gwóźdź programu" (a raczej powiedziałabym, że gwoździe) - pomadki (oraz milion innych rodzai mazideł do ust). Patrząc teraz na mój koszyczek wypełniony niezliczoną ilością szminek, błyszczyków oraz balsamów, zdałam sobie sprawę, że jak na szesnastolatkę mam tego za dużo, ale jak już powtarzałam - lubię mieć w czym wybrać (powtórzmy to jeszcze sto razy, tak dla pewności)
Oczywiście po powrocie do domu, zdaje sobie sprawę, że większość kosmetyków jakie zabrałam nie została nawet dotknięta małym palcem, ale mimo tego, co roku jest tak samo. 







 Tak! I tymi jakże interesującymi zdjęciami kończę dzisiejszy post. Taka mała odskocznia od modowych i urodowych postów mnie i Wam na pewno się przyda. A z racji tego, że wyjeżdżam na pięć dni to nic się tu nie będzie pojawiało. Myślę też, że to jest już mój ostatni post na tej witrynie internetowej. Za jakiś czas będę miała własną stronę, a Blogger wreszcie odejdzie w zapomnienie. 

 Jeśli Was zanudziłam i zastanawiacie się właśnie "o czym ona w ogóle pisze" to przepraszam, ale w taki upał mój mózg nie funkcjonuje prawidłowo. Obiecuje, że następne tematy będę o wiele ciekawsze i z pewnością przydatne. Udanych wakacji!




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz